Dziś przyszedł długo oczekiwany moment – otwarcie silnika. Silnik to była największa zagadka naszego auta. Nadwozie w średnim stanie, podwozie – dramat, a silnik… wiedziałem jedynie, że „kręci”, wszystkie płyny eksploatacyjne były obecne, wał dało się bez wysiłku obrócić ręcznie. Dając wiarę deklaracjom sprzedawcy w USA silnik był w dobrym stanie, pracował prawidłowo. Po zdjęciu głowic przyszedł czas na wstępną inspekcję. Faktycznie, wszystko wygląda jakby niedawno jeszcze pracowało. Poza tym, że wszystko jest masakrycznie zaciapane smarem, to w cylindrach żadnej korozji, ściany gładkie, bez wżerów. Tłoki w niezłym stanie – jedynie na dwóch znajdują się niewielkie jakby wgniecienia. Takie ślady zazwyczaj pochodzą od zaworów, ale te są w idealnym stanie. Zatem kolejna zagadka – nic nowego 😉
Realny stan tłoków będę w stanie ocenić dopiero po ich wyjęciu. Niemniej w chwili obecnej jestem miło zaskoczony stanem silnika. Dokładnych oględzin wymagają jeszcze głowice, ale to dopiero za jakiś czas. Teraz najważniejsze jest dokończenie rozbiórki silnika i gruntowna ocena, w jakim stopniu należy przeprowadzić regenerację poszczególnych elementów.
Bardzo dobrą informacją jest to, że zarówno kolektor dolotowy jak i głowice pochodzą z 1966 roku i są w pełni oryginalne 😉